Drukuj

Półczańskie Spotkania z Jezusem - luty, marzec 2013

Kategoria: świadectwa
Opublikowano
Odsłony: 1050

Marek

Moje świadectwo.

Zanim napiszę, o tym jak Pan Bóg zadziałał w moim sercu, najpierw krótko się przedstawię. Mam na imię Marek. Pochodzę z Gdyni, jestem studentem II roku Politologii na Uniwersytecie Gdańskim i I roku Ekonomii w Wyższej Szkole Bankowej. Oprócz studiowania, angażuję się czynnie w wiele organizacji społecznych. Począwszy od partii politycznej (proszę się nie zrażać, nie powiem jakiej), przez Ruch Światło- Życie (Oaza), Związek Harcerstwa Polskiego, gdzie jestem zarówno przybocznym 12 Gdyńskiej Gromady Zuchowej „Leśne Skrzaty” (obecnie pełnię też obowiązki drużynowego) i członkiem Harcerskiego Klubu Ratowniczego „Eskulap”. Jestem też ceremoniarzem w mojej rodzinnej parafii- Niepokalanego Serca Maryi.

Czytając powyższy opis, można sobie pomyśleć- „Jak on dużo robi, jaki zaangażowany itd.”. I jeszcze jest tak blisko Boga… To jest typowo ludzkie myślenie- oparte na zmysłach, doświadczeniu i rozumie. Miałem wrażenie, że ludzie uważają mnie za kogoś „już świętego”. Nie wiem jak to określić. I do rekolekcji wakacyjnych, nawet tego nie zauważając- też zacząłem uważać siebie za kogoś takiego. Wewnątrz uznawałem siebie za kogoś „bardzo, ultra, super dobrego”. No bo z jednej strony faktycznie byłem dość blisko Boga- Oaza, coniedzielna msza. Jednak z drugiej brak codziennej modlitwy, masturbacja, brak rozważania Pisma Świętego. Jednak wciąż wewnątrz byłem przeświadczony o swojej „świętości”. No bo w końcu inni nie są lepsi… No bo w końcu wszyscy jesteśmy grzeszni… To wewnętrzne przeświadczenie było podyktowane tym, że po pierwsze, w zasadzie popełniałem ciągle te same grzechy, więc mało musiałem wymieniać na spowiedzi, a w końcu już powszedniały i można było się przyzwyczaić. I ciągle ta sama formułka: masturbacja, brak modlitwy i czytania Pisma Świętego i od czasu do czasu jakiś dodatek w stylu upiłem się czy coś podobnego. Po drugie, nie opuściłem żadnej mszy, w wielu kręgach przyznawałem się otwarcie do swojej wiary- jednym słowem- byłem wg. Świata chrześcijaninem. A to, że czasem zgrzeszyłem- każdemu się zdarza i nie można być „za świętym”. I jeszcze moja tak szeroka działalność… I tu mnie szatan pokonał. Gdyż byłem jak dziecko, które zafascynowane wystawą sklepową potyka się o krawężnik.

W moim przypadku tym krawężnikiem był grzech, który najsilniej mną zawładnął. Najsilniej gdyż, był zupełnie przeze mnie nie zauważalny. Tak jak te pozostałe, były na bieżąco zwalczane w konfesjonale, tak ten nie. A ten grzech to… PYCHA!

Mogę śmiało powiedzieć, że podczas letnich rekolekcji przeżyłem fundamentalne nawrócenie. Wiem, że dziwnie do brzmi z ust, kogoś kto od zawsze był chrześcijaninem, ale to prawda. Fundamentalność polegała na tym, że namierzyłem największe zagrożenie swojego sumienia i postanowiłem z tym walczyć. Na nowo (w sensie „ w końcu do mnie dotarło”) zrozumiałem sens słów: „Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg” i tej sytuacji, w która kończy się słowami Pana Jezusa: „Zejdź mi z oczu szatanie, bo nie myślisz o tym co boskie, ale o tym, co ludzkie”. Zrozumiałem, że popełniane dotąd grzechy były wynikiem mojej pychy i postrzegania ich po ludzku, a nie po bożemu. Dla przykładu- świat mówi „masturbacja- przecież to normalne, każdy to robi”, a co na to Bóg? Ale nie ten bóg, którego stworzyła moja pycha i kazała mu mówić pochlebnie o moim grzechu. Ale ten który mnie kocha i chce mojego zbawienia i prawdziwego szczęścia. To mi dały letnie rekolekcje. Fundamentalną przemianę. Ciągłą kontrolę, aby nie popadać w samouwielbienie, tylko trwać przy Panu Jezusie, mimo trudności. Jednak najgorsze w tej pysze jest to, że nie widzę kiedy mnie osacza. Jest niesamowicie trudna do wykrycia, ale możliwa. Możliwa wtedy, gdy regularnie się modlę, stosuję praktykę namiotu spotkania i ciągle pytam- jak na to patrzy Chrystus (a nie ludzie)?

Dużo (a nawet bardzo dużo) dały mi w tej walce z pychą cykliczne spotkania w Półcznie, coś co roboczo nazwaliśmy Duchowe Doładowanie Akumulatorów. Nazwa trafiona w stu procentach. W moim przypadku, te spotkania ładują moje akumulatory zasilające reflektor rzucający światło na moją pychę. Byłem jak na razie dwa razy- w październiku i ostatnio (tj. w lutym).

Podczas ostatniego spotkania miałem wrażenie, że wręcz Pan Bóg wybrał dla mnie temat i pokazał mi jak to on skutecznie przełamuje pewne utarte (ludzkie) schematy. Jak już wyżej napisałem, pycha jest trudna do wykrycia. I niesie ze sobą inne grzechy. Ostatnie rekolekcje pozwoliły znów mi ją w sobie odnaleźć i dodać siły do jej wyeliminowania. Pan Bóg posłużył się nimi, aby mnie skutecznie naprostować. Gdyż dwa tygodnie przed, nie miałem dla Niego czasu… Znaczy tak sobie wmawiałem (albo moja pycha). I przestałem się modlić, praktykować Namiot Spotkania, uzależniłem się od masturbacji i wpadłem w samo zachwyt. Do tego stopnia, że w moim sercu pojawiały się myśli typowo „antyklerykalne”. I co najgorsze znów stworzyłem sobie swojego bożka… Na rekolekcjach Pan Bóg trafił w sedno!

Dużo mi dały do myślenia konferencje. Ksiądz odkrył przed nami, że ta moja pycha tak naprawdę jest źródłem dzisiejszej destrukcji całego Kościoła (słynny cytat- „kto jest największym zagrożeniem dla chrześcijaństwa?... CHRZEŚCIJANIE!)- to mocne stwierdzenie, dało mi do myślenia. Potem droga krzyżowa… Cały ogrom cierpienia Chrystusa, którego przyczyną stało się to, że człowiek (czyli ja) dał się owładnąć pysze i stał się przez to egoistą. Już pierwsza stacja (Chrystus na śmierć skazany), rozpoczynająca się- „Kolejny wyrok wydany przez człowieka. Człowiek w swej pysze skazujący Boga. Człowiek postrzegający tylko zmysłami”. Kolejne stacje też nawiązywały do jednego problemu- moje ludzkie postrzeganie, a wola Pana Boga. I w tym momencie moja pycha została całkowicie zdemaskowana. A modlitwa i Eucharystia dodały mi siły i przede wszystkim motywacji do walki z nią. Brzmi jak oklepany slogan, ale ja tak tego doświadczyłem i nie umiem inaczej tego opisać.

Dodatkowej motywacji dodało mi świadectwo kolegów i koleżanek ze wspólnoty. Z tymże, nie to co mówili tylko… jak żyją! Są szczęśliwi, trwają przy Panu Bogu, nie współżyją przed ślubem (Ci co byli w związkach) i to wszystko na raz. I co najważniejsze potrafią dostrzec wiele dobra i optymizmu mimo problemów ,o których też od nich usłyszałem.

To jest moje świadectwo, w którym chciałem pokazać jak Chrystus zadziałał w moim życiu. Uważam też, że sam fakt napisania tego świadectwa jest jego dziełem. Bo wstydzę się swoich grzechów i powiedzenia publicznie iż uzależniłem się od masturbacji, gdyż nigdy publicznie o tym nie mówiłem. Jednak wierzę, że Chrystus zwycięża strach.

Jednocześnie proszę też o modlitwę, abym znów nie popadł w pychę.

Chwała Panu!

 

Olimpia

Od dłuższego czasu nic do mnie nie trafiało, jeździłam na różne rekolekcje, chodziłam na różne spotkania, ale jakoś niewiele z tego wszystkiego zostawało. Czułam, że coś jest nie tak i, że potrzebuję jakiegoś konkretu. Na wyjazd do Półczna wielokrotnie namawiała mnie Marta, z którą dzielę pokój, ale niestety zawsze było coś innego: OM w Pelplinie, urodziny taty i wiele różnych innych powodów, aby tam nie jechać. Tym razem były urodziny mojej mamy, jednak nie ucierpiała znacznie z powodu mojej nieobecności. Wracając do konkretu, o którym wspomniałam wcześniej: w Półcznie niesamowicie czuć wspólnotę, każdy dzieli się sobą z innymi, a przez to, że daje coś od siebie, także coś otrzymuje- cudowna jest ta Boża Logika. Poza tym, docierają słowa, które osiadają w naszym sercu na zawsze i czekają na odpowiedni moment, żeby wykiełkować. Zatem, co do mnie dotarło? Przede wszystkim to, że świętość jest planem minimum dla chrześcijanina, ona nie ma być dla nas totalną abstrakcją, gdzieś rozmytym celem, ale pierwszym krokiem w drodze do nieba. Ważne było dla mnie także uświadomienie sobie, że chrześcijanie w dzisiejszych czasach żyją wśród pogan, którzy nazywają się chrześcijanami- dopiero kiedy to odkryjemy możemy działać coś w kierunku ewangelizacji naszego najbliższego otoczenia. Wydaje mi się, że to wszystko, co zostało tam powiedziane jeszcze do końca do mnie nie dotarło. Wiem, że przy wielu dylematach, problemach czy zwykłym codziennym podejmowaniu decyzji, słowa, które tu padły przypomną się we właściwym momencie. Myślę, że Półczno jest miejscem, do którego będę wracać po kolejną porcję energii, bo jak sama nazwa wskazuje są to Doładowania Duchowych Akumulatorów.

 

Marta

Półczańskie Spotkania z Jezusem i Doładowania Duchowych Akumulatorów to taki czas, którego zawsze oczekuję z niecierpliwością. To taki czas, w którym Pan Bóg jeszcze bardziej mnie doświadcza i wypełnia swoją miłością. Dzisiejszy świat nie jest łatwym miejscem do rozwijanie wiary, a Półczno jest takim miejscem, w którym zawsze czuję wspólnotę i spotykam ludzi, którzy żyją wyznając te same wartości, co ja, którzy nie wstydzą się tego i swoim postępowaniem pokazują, że życie zawierzone Bogu to życie pełne radości. To niesamowicie mnie umacnia i utwierdza moją wiarę. Wyjeżdżając stamtąd moje „akumulatory” naprawdę są doładowane i czuję, że mogę iść głosić Ewangelię w moim codziennym środowisku. To, co tym razem do mnie dotarło, to fakt, że Pan Bóg potrafi odmienić życie każdego człowieka w jednym momencie. Niby to takie oczywiste, ale dopiero po zastanowieniu się nad tym, przeanalizowaniu kilku takich przypadków, dociera do nas to, że Bóg naprawdę dokonuje cudów z naszym życiem, trzeba tylko otworzyć się na prawdę, otworzyć swoje serce na Miłość. Zrozumiałam też jak ważna jest świadomość własnych słabości i ograniczeń. Pan Bóg zawsze jest przy mnie, wiem to, ale pamiętam też, że Szatan nie odpuszcza i wciąż kusi, a ja muszę unikać takich okazji do grzechu i postępować według Bożych zasad. Pozwoliło mi to odkryć jak wiele jeszcze brakuje mi do doskonałości, do której przecież mamy dążyć, Bóg jasno nam o tym mówi w Piśmie Świętym ("Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski." Mt 5,48).  Bóg powołał nas do świętości – to jest plan, który mamy wykonać w naszym życiu, nasze minimum, do którego mamy dążyć. Jeszcze jedną rzeczą, która utkwiła mi w pamięci, są słowa, że Jezus owszem może być przez nas uważany za Przyjaciela, Brata, ale w pierwszej kolejności musimy pamiętać, że jest On Mesjaszem, naszym Zbawicielem i za to wszystko chwała Panu!